Żegnaj Dalian

Podróż sypialnym autobusem | Fot. Tomasz Wilczak

Nadszedł czas rozstania z . Oddaliśmy mieszkanie. Na szczęście bez żadnych komplikacji, ale z dużym rachunkiem za prąd. Przez dwa miesiące zużyliśmy 1000kWh! Pożegnaliśmy się również z właścicielami budki z naszym jedzeniem, powiedzieli, że będą tęsknić :) Na koniec poszliśmy jeszcze do fryzjera. Nie mieliśmy daleko, bo salon znajdował się dokładnie pod naszym mieszkaniem. Nigdy nie siedziałam tak długo na fotelu u fryzjera. Podcięcie końcówek zajęło fryzjerce dobre pół godziny. Bardzo dokładnie przyglądała się każdemu kosmykowi i sprawdzała czy są równe. W tym samym czasie Tomek został ogolony/obcięty (?) i dwa razy umyli mu głowę – przed i po „zabiegu”, a wszystko to za 10 yuanów (czyli mniej niż 5 zł)!

Pierwszy przystanek, czyli

1 sierpnia 2011 roku opuściliśmy Dalian. Polecieliśmy do Changsha przez Nanning. W Changsha mieliśmy zarezerwowany hostel, którego obsługa wyjaśniła nam jak można dostać się z lotniska do hostelu. Były dwie opcje: taxi – koszt około 70 yuanów, bus – 15 yuanów za osobę (podróżowaliśmy we trójkę z Kristą) – i dodatkowo taxi pod sam hostel około 20 yuanów. Szybko wykalkulowaliśmy, że bierzemy taksówkę biorąc pod uwagę nasze dwie 29,2kg walizki. Równie szybko zmieniiśmy zdanie, gdy chmara taksówkarzy ooczyła nas i jeden przez drugiego krzyczał, że nas zawiozą gdzie chcemy. Jeszcze przez chwile rozważaliśmy tę opcję, jednak gdy cena wyniosła 200 yuanów udaliśmy się w kierunku busa. Cena malała wprost proporcjoalnie do naszej odległości od busa. Stanęło na 100 yuanach. Wybraliśmy jednak busa – bezpieczniej i pewniej. Sytuacja z taksówkarzami powtórzyła się, jak tylko znaleźliśmy się w centrum Changsha. Ostatecznie zgodziliśmy się zapłacić 30 yuanów za dowiezienie nas pod drzwi hostelu. Była godzina 1 w nocy. Umówiliśmy się z hostelem, że ochroniarz otworzy nam drzwi i przekaże klucz do pokoju. Prawie wszystko odbyło się tak jak było zaplanowane. Pod drzwiami hostelu staliśmy 30 minut pukając, wołając, a na koniec waląc pięściami w okna i drzwi. Tylko mały pies się nami zainteresował, jednak on nie był w stanie nam pomóc. Wreszcie ochroniarz się obudził. Pokazaliśmy mu naszą rezerwację i wystawiliśmy rękę po kluczyk. „mei you” usłyszeliśmy – „nie mamy”. Zrozumieliśmy, że nie ma już pustych pokoi. Nie było nam do śmiechu. Zaczęliśmy tłumaczyć od początku ochroniarzowi, że musi mieć wolny pokój dla nas. Z jednej strony wiedziałam, że ten Pan jest tylko ochroniarzem i to nie jego wina, że nie przekazali mu prawidłowe informacje. Z drugiej strony byłam bardzo zmęczona i byłam skłonna spać nawet na podłodze. W końcu znalazł się dla nas pokój na 4 piętrze w budynku bez windy. Przypomnę, że mieliśmy dwie walizki po prawie 30 kg. Wdrapanie się na to czwarte piętro zajęło nam też sporo czasu, za to usypianie dosłownie sekundę.

Plan na kolejny dzień był prosty. Szybko zwiedzamy najciekawsze miejsca w Changsha i wieczorem jedziemy do . Jednak to był nasz pierwszy dzień na południu Chin i nie skalkulowaliśmy zmiany temperatury. Było tam tak gorąco, że poruszaliśmy się jak muchy w smole. Wybraliśmy się do pobliskiego parku, gdzie na pierwszych wolnych ławkach rozłożyliśmy się i nie mieliśmy ochoty się nigdzie dalej ruszać.

Podróż do Guilin autobusem sypialnym

Z Changsha do Guilin jechaliśmy autobusem sypialnym. Interesujący był fakt, że cena biletu na autobus była niższa niż na pociąg. Pierwszy raz jechaliśmy takim środkiem transportu. Było wygodnie i relatywnie czysto.

 Tomka łóżko było wyjątkowo niewygodne, więc dzięki pomocy jednego z Chińczyków, przeniósł się na pierwsze łóżko w środkowym rzędzie, więc mógł się poczuć jak pilot samolotu. W czasie podróży nowo poznany „kolega” Tomka zagadywał go co chwilę skąd jesteśmy, dokąd jedziemy, co robimy w Chinach itp. O dziwo, Chińczyk rozmawiał tylko z Tomkiem. Ze mną i z Kristą nie zamienił ani słowa, mimo, że nasza trójka była jedynymi obcokrajowcami w autobusie. Podróż miała trwać 7-8 godzin. Po czterech godzinach musiałam skorzystać z toalety. Nie byłam aż tak odważna, aby sprawdzić toaletę w autobusie. Okazało się, że za chwilę będziemy mieli przystanek na kolację i toaletę. Miałam nadzieję, że skorzystam z normalnej toalety. Gdy tylko zatrzymaliśmy się Chińczyk, który załatwił Tomkowi miejsce „pilota” wytłumaczył mi gdzie mam iść. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Przed moimi oczami ukazała się obora z czterema, może pięcioma świniami, a pośrodku ubikacja dla kobiet i mężczyzn. Sama nie wiedziałam co gorsze – świnie czy warunki ubikacji. Ale moja potrzeba była tak silna, że trzeba było przezwyciężyć niechęć.

Toaleta na postoju | Fot. Tomasz Wilczak

Po przygodzie z toaletą myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy. Nie trzeba było długo czakać. Nasz nowo-poznany kolega Chińczyk obudził nas tuż przed Guilin – naszym celem podróży. „Przystanek” znajdował się na środku trzypasmowej drogi, na przedmieściach Guilin. Był środek nocy. Na „przystanku”, którego fizycznie nie było, stały tylko dwa czarne, nieoznakowane samochody (czyli pewnie „lewe” taksówki=oszuści) oraz jeden czerwony, prywatny samochód. Chińczyk polecił nam wziąć ten czerwony i z góry powiedział nam ile mamy zapłacić (cena na szczęście była „normalna”, porównywalna do zwykłej taksówki). Nie mając za bardzo wyboru, zapakowaliśmy walizki do bagażnika i chcieliśmy wejść do samochodu. Drzwi jednak były zamknięte. Kierowca wszedł do samochodu i odpalił silnik. W tym momencie moje serce zaczęło walić jak młot. Widziałam zaskoczenie w oczach Kristy i Tomka. Po chwili niepewności kierowca otworzył nam drzwi. Cała zdenerwowana wsiadłam do samochodu i chciałam jak najszybciej być już w hostelu. Okazało się, że to „nasz” Chińczyk wiedząc, że jedziemy do Guilin, zadzwonił po swojego kolegę, żeby nas zawiózł z tego „przystanku” na przedmieściach do naszego hostelu. Znajomość okazała się więc bardzo przydatna. Po drodze kierowca nie omieszkał pochwalić się swoim gustem muzycznym (chińskie techno) i możliwościami sprzętu audio.

Wreszcie bezpiecznie w hostelu! A jutro pola ryżowe :)

3 odpowiedzi do wpisu “Żegnaj Dalian”

  1. ta toaleta- obórka b. ekologiczna. Nie ma się co łudzić -(jak to w Chinach) swinki zapewniają pełny recycling…

Trackbacks/Pingbacks

  1. Guilin i tarasy ryżowe | Blog o GlobalMBA - 15-04-2012

    [...] pisaliśmy w jednym z poprzednich wpisów, po pełnej przygód podróży autobusem sypialnym dotarliśmy do hostelu w Guilin. Buddy’s Hostel polecili nam znajomi, którzy wcześniej [...]

  2. 12 kulturowych obserwacji z Chin, czyli podsumowanie pobytu w Państwie Środka | Blog o GlobalMBA - 27-05-2012

    [...] tematy, aby potem na kolejnym spotkaniu dowiedzieć się co Polacy sądzą o Chińczykach. Za to inny Chińczyk poznany przez Tomka, który był bardzo pomocny podczas podróży autobusem sypialnianym do Guilin, chciał aby Tomek [...]

Dodaj komentarz