Sobota pełna niedomówień
Fot. Valeria Destro
Dziś nadszedł dzień długo wyczekiwany przez dziewczyny. Nasza Chinka – Su – zabierze nas na manicure :) Ale zanim zdam Wam relacje z tego wydarzenia, opowiemy Wam o naszym obiedzie.
Jak (nie) zamawiać w chińskiej restauracji
Podczas porannego biegania Tomek znalazł dużą i pełną Chińczyków restaurację, która wyglądała na czystą. Postanowiliśmy pójść tam na obiad. Było nas sześcioro. Dostaliśmy duży stół, przy którym wygodnie się rozgościliśmy. Po 10 – 15 minutach oczekiwania na kelnera zaczynamy się zastanawiać dlaczego nikt się nami nie zajmuje. Jest już po porze obiadowej Chińczyków, wiec kelnerzy zajęci są sprzątaniem stołów. Tori (Amerykanka) i ja idziemy sprawdzić, gdzie można zamówić. Dzięki Izie i Jankowi potrafię poprosić o menu. Uprzejmy Pan ręką pokazuje ścianę pełną obrazków i mówi: „Caidan, caidan”. No i mamy nasze menu. Są rysunki, zero podpisów, na angielski nie ma co liczyć. Proszę Panią, aby mi pokazała co jest z „ji rou” (kurczakiem). Są dwie potrawy! Jedna to surowy kurczak, druga to kurczaki z KFC! Niech bedzie KFC dla mnie. Próbuje zapytać czy w zestawie jest ryż, lecz na więcej niż uśmiech nie mogę liczyć. Powoli każdy coś zamawia. Okazuje się, że Pani kelnerka zna jedno słowo po angielsku: beef – i wołowine zamawia Laurita. Jeszcze tylko Tomek zamówi pierogi… Jednak to nie jest takie proste. Po paru minutach jezyka migowego i rzucania słówek chińskich, Tomek dzwoni do naszego kolegi Chińczyka po pomoc. Aaron tłumaczy kelnerce, że chcemy jedną porcje pierogów. Szczęśliwi wracamy do stołu i oczekujemy na nasze pyszności. Czas oczekiwania jest bardzo krótki. Po paru minutach na naszym stole pojawiają się potrawy. Ja z moich kurczaczków KFC jestem przeszcześliwa i do tego jeszcze ten dżem truskawkowy! Zgodnie z chińską kulturą wszyscy dzielimy się jedzeniem. Moje kurczaczki są przepyszne, ale pierogi Tomka chyba trochę lepsze. Pan kelner przynosi drugi talerz pierogów. Coś jest chyba nie tak. Pokazujemy, że mamy już jedną porcje. Ten drugi talerz pierogów jest trochę inny, wiec uznajemy, że widocznie jest to dodatek do jednego z dań, a że są one tak dobre (i tanie) zjadamy i je. Jednak po kolejnych paru minutach Pan kelner przynosi kolejny talerz pierogów! Teraz to już jesteśmy pewni, że coś jest nie tak. Łamany chiński, migowy znów poszły w ruch. Pokazujemy, że my chcieliśmy 1 porcje, a to już trzecia. Za dużo! Nic. Talerz jak leżał tak leży na naszym stole. Dzwonimy do Aarona. Okazało się, że jakimś cudem zamówiliśmy 3 porcje. No tak, wychodzi nasz chiński. Bierzemy tę porcję na wynos. :)
Manicure po chińsku
Tomek postanowił nas opuścić, a my szczęsliwe jedziemy na manicure. Po prawie godzinnej podróży, przegapieniu przystanku i powrocie w umówione miejsce (jesteśmy tam pierwszy raz) czekamy na Su, która nas miała zaprowadzić do królestwa paznokci. Po 15 minutach pojawia się Su. Okazuje się, że jechałyśmy nie tym autobusem i wróciłyśmy na nie ten przystanek. Zdarza się. „Gabinety” kosmetyczne znajdują się w podziemnym markecie. Market ten jest jak wielka galeria handlowa tylko i wyłacznie z chińskimi produktami. Są tu minimum 3 piętra i mnówstwo uliczek, więc bardzo szybko tracimy orientacje. Su prowadzi nas do gabinetu – stoiska gdzie są już 3 nasze dziewczyny. My jesteśmy w piątkę i każda liczy na piękny manicure i pedicure. Wreszcie jesteśmy na miejscu. Dziewczyny mają już pomalowane paznokcie. Upewniamy się ile kosztuje ta przyjemność – dziewczyny mówią 10 yuanów, czyli w przeliczeniu około 10 złoty za manicure i pedicure! Aż nie chce się wierzyć! Dołączamy do nich. Pani zaczyna polerować moje paznokietki i w tym czasie Włoszka pyta ile ma zapłacić (z grzeczności, bo przecież zna cenę). I zaczyna się. Piłowanie 10 yuanów, polerowanie – 10 yuanów, odżywka 10 yuanów, kolor 50 yuanów, bezbarwny 20 yuanów…. Pan wylicza i wylicza i robie się 140 yuanów za manicure. W tępie błyskawicy zabieram moje paznokcie. Ile? Jak to możliwe że z 10 robi się 140? Zdenerwowana Włoszka dzwoni do Su, która opuściła nas wcześniej. Su zdenerowana straszy policją za oszustwo. Właściciel zdenerwowany jeszcze bardziej! Jest on zły na Su, że pomaga obcokrajowcom zamiast wspierać lokalny biznes. Pierwsze 3 dziewczyny zrobiły zarówno manicure jak i pedicure – raczem 280 yuanów na głowe. Zaczynają się negocjacje. Przechodząca obok Chinka oferuje swoją pomoc tłumacza. Ledwo udaje się opanować nerwy i dziewczyny negocjują cenę. 150 yuanów za osobę – nie jest tak źle. Opuszczamy gabinet. Ja za piłowanie, polerowanie płacę 10. Ale nie mam lakieru. Dziewczyny znalazły miejsce, gdzie za 10 yuanów malują – no i mam pomalowane :)
Tori poszła do innego gabinetu i tam Pani obiecała jej, że zapłaci tylko 10 yuanów za wszystko. Tori wybiera kolor, a Pani zmienia zdanie, bo ten konkretny lakier jest droższy i cena wynosi 20 yuanów. Po 5 minutach cena skacze o kolejne 10 yuanów. Tori nie odpuszcza i wyraźnie mówi, że więcej niż 30 nie zapłaci – jej się udaję!
The funniest thing is copy the text and let goggle tranlator doing the job.. The translation is crazily funny! :) Brava Asia!
Actually, on the bottom of the sidebar (on the right) there’s a translator function. You can even translate it to italian and it’ll be probably even more funny :)