Nasza ulubiona budka z chińskim jedzeniem

Nasza ulubiona budka z jedzeniemFot. Tomasz Wilczak

Jedzenie w Chinach to temat rzeka. Mimo, że lubimy próbować nowych dań, to znalezienie restauracji, w której menu jest po angielsku i/lub zawiera zdjęcia dań graniczy z cudem. Brak znajomości chińskich krzaczków znaczków też nie ułatwia zadania. Jeśli już znajdziemy sprawdzone miejsce gdzie nam coś smakuje, to często tam wracamy. Dlatego dzisiaj chcielibyśmy napisać o naszej ulubionej budce z jedzeniem, czyli o miejscu, gdzie można kupić danie za mniej niż 3 zł :)

Nasz pierwszy kontakt z kuchnią chińską

Jak już wspominaliśmy w tym wpisie, na początku naszego pobytu w Chinach (a konkretniej w Pekinie) byliśmy dość ostrożni z wyborem jedzenia. Mając wciąż w głowie stereotypy o Chinach, stwierdziliśmy, że na początek chcemy spróbować czegoś w miarę „normalnego”, czyli nie skakać od razu na głęboką wodę. Iza z Jankiem zaproponowali nam więc miejsce z naleśnikami. Gdy pierwszy raz zobaczyliśmy to miejsce, zwątpiliśmy. Była to bowiem mała budka, za którą stała pani przygotowująca naleśniki. Miejsce to daleko odbiegało od standardów higieny, do których byliśmy przyzwyczajeni. W budce była jedynie duża, okrągła płyta grzejna i składniki, których resztki widać było dosłownie wszędzie dookoła (łącznie ze ścianami). Postanowiliśmy jednak zaufać znajomym, tym bardziej, że byliśmy już głodni. Jak zatem wygląda taki naleśnik? Na okrągłej podgrzewanej płycie rozprowadzane jest ciasto, na które wbijane jest jajko, dodawane warzywa (prawdopodobnie szczypiorek i ogórek), sos i przyprawy. Następnie całość zawijana jest i pakowana w plastikową torebeczkę. Co ciekawe, budka ta oferuje tylko naleśniki, więc jedynym zajęciem pani, która w niej pracuje, jest robienie ich przez cały dzień. Zaskoczyło nas też to, że płaci się samemu, wkładając pieniądze do małego pudełeczka i ewentualnie wyjmując sobie resztę – oznaka zaufania do klientów? Ostatecznie okazało się, że naleśniki te bardzo nam posmakowały, a nasze obawy okazały się zupełnie nieuzasadnione :)

NalesnikFot. Tomasz Wilczak

Nie tylko naleśniki!

Po przyjeździe do postanowiliśmy znaleźć podobne miejsce. Okazało się, że jest jedno w naszej okolicy, a naleśniki są jeszcze lepsze niż w Pekinie! Są one bowiem większe i mają w środku dużo więcej warzyw. Mimo, że naleśniki nam smakowały, po pewnym czasie stwierdziłem że pora spróbować czegoś nowego. Pewnego dnia poszedłem więc do budki naprzeciwko i zamówiłem to co osoba przede mną, bo jedynie to potrafiłem powiedzieć/pokazać. Jedzenie okazało się bardzo dobre, więc wkrótce przekonałem Asię oraz naszą współlokatorkę Kristę, aby też spróbowały. W rezultacie, w miejscu tym jadamy prawie codziennie aż do dzisiaj :) Naszą ulubioną potrawą jest kurczak (czyli ji rou, czyt. „dzi roł”) z makaronem (lub ryżem) i warzywami. Poniżej znajduje się filmik, na którym dokładnie widać, jak wygląda przygotowywanie tej potrawy. Cena to 6¥, czyli mniej niż 3 zł, a jedzenia jest tyle, że ledwo można to zjeść za jednym razem :)

Motywacja do nauki chińskiego

Jedzenie to jednak nie jedyny powód, dla którego lubimy to miejsce. Budkę prowadzi bardzo sympatyczne małżeństwo. Z kolejnymi mijającymi dniami uczymy się zamawiać to co chcemy. Za każdym razem witamy i żegnamy się z nimi po chińsku. Oni zaś zawsze witają i żegnają nas z uśmiechem. Często też poprawiają nas, gdy wymawiamy coś źle lub uczą, jak nazywają się poszczególne składniki. Mimo, że oni nie znają angielskiego, a nasza znajomość chińskiego ogranicza się do kilku słów, pewnego razu zrozumieliśmy, że spytali nas skąd jesteśmy. Był to dla nas bardzo miły akcent, który dodatkowo zmotywował nas do nauki chińskiego, aby móc z nimi porozmawiać.

W jednym z kolejnych wpisów opiszemy szerzej kulturę jedzenia w Chinach oraz kilka kolejnych dań, które ostatnio nam bardzo posmakowały. Stay tuned! :)

Brak komentarzy, twój może być pierwszy!

Dodaj komentarz