Spływ rzeką Li i Yangshuo

Spływ rzeką Li

Kontynuując opis ostatniego tygodnia naszego pobytu w Chinach, dzisiaj przedstawimy wam spływ rzeką Li na bambusowej tratwie z Guilin do Yangshuo, a także co ciekawego można robić w mekce backpackerów, czyli właśnie w Yangshuo.

Spływ „bambusową” tratwą

Kolejną atrakcję, czyli spływ rzeką Li do Yangshuo, również zamówiliśmy przez hostel Buddy’s. Zaraz po powrocie z tarasów ryżowych przyjechał po nas samochód, którym około godziny jechaliśmy na przystań. Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że tratwy wykonane są z plastikowych rur, a bambusowe są jedynie ławeczki do siedzenia. Machnęliśmy na to ręką, bo przywykliśmy już do tego, że będąc w Chinach, nie wszystko jest zawsze tak jak obiecują :). Poza tym drobnym szczegółem sama tratwa była całkiem fajna, były dwie ławeczki i daszek chroniący przed słońcem. Co jednak ważniejsze, tratwa ze sternikiem była tylko dla naszej trójki.

Nasza „bambusowa” tratwa

Rozsiedliśmy się wygodnie, sternik odpalił malutki silnik i ruszyliśmy rzeką Li na południe w kierunku Yangshuo. Okolice Guilin i rzeki Li to płaski teren, z którego wyrastają potężne spiczaste skały – mogoty. Płynąc tratwą widać je doskonale po obu stronach rzeki, co robi niesamowite wrażenie. Już tylko dla tych widoków warto przepłynąć się taką tratwą. Dla nas był to także środek transportu do Yangshuo, niewątpliwie ciekawszy od jazdy autobusem. Po drodze mijaliśmy dużo innych tratw płynących w dół rzeki (z turystami), bądź pod prąd (już bez turystów). Widać też było od czasu do czasu prawdziwe bambusowe tratwy, jednak były one tak wąskie, że mieściła się tam tylko jedna osoba. Po drodze nas sternik zatrzymywał się kilka razy po jednej lub drugiej stronie rzeki, gdzie akurat miał układ ze sprzedawcami różnego rodzaju pamiątek, przekąsek lub właścicielami latryn. Przykład cross-sellingu lub mówiąc dobitniej, żerowania na turystach :) Na nas nie udało im się zarobić. Pod koniec naszego spływu, gdzie rzeka zwężyła się, zrobiło się dość tłocznie. Mijaliśmy także wielkie (w porównaniu do naszej tratwy) pasażerskie statki, które płynąc jeden za drugim wracały z Yangshuo. To jedyny minus naszego spływu, bo hałasując i kopcąc mocno zakłócały nam relaksacyjny nastrój. Po dopłynięciu do celu, zobaczyliśmy jeszcze słynną formację mogotów, które widnieją na dwudziesto-yuanowym banknocie (zdjęcie poniżej).

Formacja mogotów widoczna na banknocie ¥20

Niestety nasza tratwa nie dopłynęła bezpośrednio do Yangshuo, ale hostel poinstruował nas dokładnie czym i za ile dostać się do miasta. Musieliśmy najpierw dojechać taksówką do Xinping, skąd w ostatniej sekundzie załapaliśmy się na busa do centrum Yangshuo. W busiku było bardzo ciasno. Dostaliśmy nawet specjalne plastikowe stołki do siedzenia, bo nie było już miejsc siedzących, ale do tego już też zdążyliśmy się przyzwyczaić :)

Yangshuo, mekka backpackerów

Widok z baru na dachu naszego hostelu

Yangshuo, dużo spokojniejsze i mniejsze niż Guilin, nazywane jest często mekką backpackerów. Stąd też miasto to ma do zaoferowania dużo hosteli nastawionych na zachodnich turystów. Hostele te kuszą tarasami lub barami, które znajdują się na ich dachach. Położenie nad rzeką Li i otaczające miasto mogoty dodatkowo zachęcają do dłuższego pobytu i odpoczynku po trudach podróżowania.

Gdy dotarliśmy na dworzec autobusowy w Yangshuo, pozostało nam jedynie znaleźć nasz hostel. Nie było to trudne, gdyż znajdował się on przy West Street, czyli głównej „turystycznej” ulicy w mieście. Po dotarciu do naszego hostelu (Showbiz Inn), skorzystaliśmy z jego największej atrakcji, czyli baru na dachu. Słońce zaszło, zrobiło się przyjemnie chłodniej, więc zamówiliśmy po piwie i podziwialiśmy wspaniały widok na centrum Yangshuo, rzekę Li i mogoty.

Następnego dnia pożegnaliśmy Kristę, która wróciła do Guilin, by zdążyć na samolot. My natomiast wypożyczyliśmy rowery, aby pojeździć po okolicy i zobaczyć kilka ciekawych formacji skalnych, jak np. tzw. Moon Hill. Nazwa pochodzi od wielkiej dziury w skalnej górze, która z daleka przypomina księżyc. Mimo zakazów, udało nam się nawet wspiąć na szczyt, z którego był rewelacyjny widok na okolice i ciągnące się po horyzont mogoty, co dość dobrze przedstawia poniższe zdjęcie:

Widok ze szczytu Moon Hill na okolice

Korzystając z wolnego czasu, spacerowaliśmy także po West Street i innych uliczkach w centrum. Można tam kupić dosłownie wszystko, ćwicząc przy okazji umiejętność targowania. Ceny wywoławcze są bowiem kilkukrotnie zawyżone, co również nie było już dla nas zaskoczeniem :). Spokojna i sielankowa atmosfera panująca w mieście zmienia się diametralnie, gdy przypływają wcześniej wspomniane statki z turystami. Na parę godzin w centrum Yangshuo, a w szczególności na West Street, robi się ciasno i tłoczno. To jednak jedyny minus tego miasteczka. Yangshuo jest miejscem zdecydowanie wartym odwiedzenia i spędzenia tam kilku dni. Atrakcji na pewno nie zabraknie.

Nauka gotowania chińskich potraw

Kurs gotowania

Jedną z takich atrakcji, na którą sami się zdecydowaliśmy, był kurs gotowania chińskich dań z woka. Kurs rozpoczął się od pójścia na lokalny targ, gdzie kupiliśmy składniki. Niestety, przebywając na targu momentalnie straciliśmy apetyty. Pomijając wysoką temperaturę i okropny smród, najgorszą rzeczą był widok zwierząt zamkniętych w klatkach. Pół biedy, gdyby były to tylko kury. Niestety, na południu Chin przysmakiem jest mięso z psów i kotów, a widok tych zwierząt zamkniętych w klatach i wiszących na hakach nie należał do najprzyjemniejszych. W chińskiej kuchni (przede wszystkim na południu) jedzenie psów i kotów uchodzi za przysmak i jest to normalne, jednak nam od razu odechciało się czegokolwiek gotować. Sama kuchnia chińska jest z resztą niesamowicie różnorodna, a popularność poszczególnych potraw zależy od konkretnego regionu. Liczyliśmy na to, że nauczymy się przyrządzać nasze ulubione potrawy z Dalian. Niestety, okazało się, że w prowincji Guangxi (południowa część Chin), do której należy Yangshuo, kuchnia jest zupełnie inna niż na północnym wschodzie.

Po przybyciu na miejsce, gdzie odbywał się kurs, było na szczęście już tylko lepiej i zapomnieliśmy o na targu. Kurs odbywał się w domu nad samym brzegiem rzeki Li. Każdy z kursantów miał do dyspozycji oddzielne stanowisko do gotowania. Składało się ono z płyty gazowej, woka, naczyń i wstępnie przygotowanych składników. Przyrządziliśmy w sumie 5 dań. Zaczęliśmy od warzyw gotowanych na parze z tofu, które zjedliśmy od razu jako przystawkę. Kolejne 4 dania składały się na większy posiłek, który zjedliśmy na koniec w ramach sprawdzenia naszych zdolności kulinarnych :) Były to: bakłażan „w stylu Yangshuo” (ang. Eggplant in Yangshuo Style), duszona ryba w sosie piwnym (ang. Beer Fish – Pijiu Yu), kurczak z orzeszkami nerkowca (ang. Chicken with Cashew Nuts) oraz zielone warzywa z czosnkiem (ang. Green Vegetables with Garlic). Przyrządzenie każdego dania zaczynało się od obserwacji i słuchania instrukcji prowadzącego. Po pokazie instruktażowym, każdy zabierał się za przygotowywanie określonego dania, krojąc najpierw odpowiednie składniki, a następnie smażąc/gotując/dusząc je na woku. Przy okazji, nauczyliśmy się kilku ciekawostek na temat kuchni chińskiej oraz cennych wskazówek dotyczących gotowania. Przykładowo, składnikiem, który występował praktycznie we wszystkich daniach był bardzo gęsty sos ostrygowy.

Bawiliśmy się świetnie, przy okazji dużo się nauczyliśmy i spróbowaliśmy kilku nowych dań, które wyszły nam całkiem nieźle. Przy okazji, bylibyście zainteresowani zamieszczeniem tutaj przepisów potraw, których się uczyliśmy? Jak tak, to dajcie znać w komentarzach :)

Przykładowe ceny

Na koniec, dla zainteresowanych, podajemy ceny związane z dzisiejszym wpisem:

  • spływ rzeką Li na tratwie – ok. ¥360, cena obejmuje tratwę ze sternikiem i dojazd do przystani z hostelu (ok. godziny od Guilin); na tratwę wchodzą 3-4 osoby + sternik, spływ trwa ok 2 godzin
  • nocleg w hostelu Showbiz Inn – ok.¥35-40 od osoby (cena zależy od rodzaju pokoju), w cenie możliwość korzystania z baru na dachu :)
  • kurs gotowania – ok.¥150 od osoby
  • wypożyczenie rowerów – ok. ¥10-50 za dzień (w zależości od jakości rowerów)

5 odpowiedzi do wpisu “Spływ rzeką Li i Yangshuo”

  1. Piękny opis i zdjęcia.
    Czy mogę prosić o kontakt, miałbym kilka pytań, bo planuję swoją wizytę w tym niesamowitym miejscu. Będę bardzo wdzięczny.

Trackbacks/Pingbacks

  1. Z ciekawych blogów: co warto zobaczyć w Chinach | PilociWycieczek.pl - 12-03-2013

    [...] Mogoty w dorzeczu rzeki Li – link prowadzi do bloga: blog.globalmba.pl [...]

  2. Jerozolimski pępek świata – z ciekawych blogów / Tomasz Bobrzynski PHOTOGRAPHY | PilociWycieczek.pl - 30-03-2013

    [...] z Chin (zobacz u nas) – Tarasy Ryżowe Smoczego Grzbietu NA WŁASNE OCZY z Chin (zobacz u nas) – Mogoty w dorzeczu rzeki Li BLOG.GLOBALMBA.PL z Chin (zobacz u nas) – 10 najpiękniejszych miejsc prowincji Sichuan CHINY [...]

  3. Doża i jego pałac | PilociWycieczek.pl - 14-05-2013

    [...] z Chin (zobacz u nas) – Tarasy Ryżowe Smoczego Grzbietu NA WŁASNE OCZY z Chin (zobacz u nas) – Mogoty w dorzeczu rzeki Li BLOG.GLOBALMBA.PL z Chin (zobacz u nas) – 10 najpiękniejszych miejsc prowincji Sichuan CHINY [...]

  4. Jak nie zniszczyć wizerunku Polski w Gruzji? / Podróżniccy.pl | PilociWycieczek.pl - 08-07-2013

    [...] z Chin (zobacz u nas) – Tarasy Ryżowe Smoczego Grzbietu NA WŁASNE OCZY z Chin (zobacz u nas) – Mogoty w dorzeczu rzeki Li BLOG.GLOBALMBA.PL z Chin (zobacz u nas) – 10 najpiękniejszych miejsc prowincji Sichuan CHINY [...]

Dodaj komentarz